sobota, 24 stycznia 2015

Do szczęścia prowadzą tylko kręte ścieżki.

..Powoli zasypiała, jednak niespodziewanie usłyszała huk, nadchodzący z dołu. Przerażona szybko wstała z łóżka i pobiegła w stronę schodów. Kiedy stanęła na szczycie schodów z niedowierzaniem patrzyła na chłopaka stojącego na środku salonu w bokserkach, nad masą stłuczonych szklanek. Właśnie sięgał po różdżkę, która leżała na stoliku kiedy kątem oka zobaczył Hermionę. Jak oparzony wybiegł z pokoju, śmiejąc się przy tym wesoło. Hermiona patrzała na to wszystko z góry ogromnie zdziwiona. To nie możliwe, żeby to był Ian, przecież miał przyjechać dopiero jutro. Kurde jest poranek, a ona od kilku dni nie spała. Może tylko się jej zdawało. Nadal zaskoczona odeszła w stronę pokoju, weszła do środka i już chciała położyć się do łóżka, jednak przypomniała sobie, że musi porozmawiać z Meggie i Narcyzą. Ponownie wyszła z pokoju i tym razem skierowała się do sypialni babci. Otworzyła drzwi i zauważyła Meggie siedzącą nad masą ubrań i walizką. Zajęta segregowaniem ubrać nawet nie zobaczyła wchodzącej Hermiony. Ta za to, widząc to, podeszła do niej od tyłu i.. - Buuu! - Meggie krzyknęła niespodziewanie i gwałtownie się odwróciła, widząc Hermionę po chwili zaczęła się śmiać. - Kochana, chcesz żebym na zawał zeszła?! - Hermiona nie odpowiedziała, ale za to mocno przytuliła się do Meggie. Przez chwilę zatraciła się w wspomnieniach, tak bardzo tęskniła za czasami kiedy była małym dzieckiem i nie miała żadnych problemów. A teraz co krok znajduje coraz to nowsze, a teraz jest jeszcze po części związana ze swoim wrogiem, ze szkoły. 
Meggie zaczęła gładzić ją po włosach, po chwili ciszy zapytała. - Może teraz opowiesz, kochanie co się stało ostatnim czasem? - Hermiona z wahaniem pokiwała głową i usiadła na szmaragdowej pościeli, zaraz obok niej usadowiła się starsza kobieta. Po paru minutach krępującej ciszy, Meggie popatrzała na nią wyczekująco. Hermiona wiedząc, że nie może tego odwlekać zaczęła opowiadać wszystko po kolei dokładnie ze szczegółami. Za to kobieta patrzyła na nią z oburzeniem oraz smutkiem w oczach. Kiedy Hermiona doszła do części z Narcyzą, Meggie krzyknęła z obuczeniem i złością.
- Tak nie może być, Hermiono! Musisz iść do ministerstwa, trzeba to zgłosić! Powinnaś zrobić to już dawno! - Hermiona momentalnie pobladła na twarzy, nie spodziewała się ani trochę, że Meggie kiedyś na nią na krzyczy - Kochanie... - Meggie ściszyła odrobinę ton i przytuliła Mionę, widząc że nie najlepiej znosi w tej chwili jakiekolwiek krzyki. Jednak ona siedziała bezruchu wpatrując się w podłogę, myśląc. Myślała o wszystkim co się ostatnio wydarzyło, myślała o Ronie, o ich planach na przyszłość, o Harrym, Ginny, pani Weasley. Tak bardzo za nimi tęskniła, ale nie mogła mieć ich przy sobie, nie teraz, może już wkrótce, ale nie teraz. Chciała krzyczeć z rozpaczy, w tej chwili nie obchodziło ją to, że pomogła pokonać Voldemorta, zniszczyć horkruksy, że była taka silna.. Odkąd Harry wziął ślub z Ginny i się wyprowadził jej świat po kawałeczku zaczynał się niszczyć. Tak bardzo w tej chwili brakowało jej przyjaciół, nie miała żadnych, jej dawni przyjaciele dawno ułożyli sobie życie, wszyscy rozjechali się po świecie. A jej niedoszły mąż zamienił się w potwora. Choć starała się zapomnieć widok zmasakrowanej Narcyzy i krwi na ścianie w piwnicy i  tego nieszczęsnego chłopaka, a może mężczyzny, sama nie była pewna. Może ministerstwo już wie, może Malfoy'owie już dawno zgłosili zaginięcie Narcyzy. Nagle Hermiona zaczęła panikować, a co jeśli Ron zrobił to specjalnie, może wiedział, że ją znajdę, wiedział że nie będę potrafiła zostawić pobitej kobiety, samej w piwnicy. Może właśnie tego chciał, może chciał żeby się nią zaopiekowała, a co jeśli ktoś odkryje jej miejsce pobytu albo co gorsza zobaczy Narcyzę?!  Wtedy ją posądzą, nikt się za nią nie stawi, Narcyza nie potrafi mówić, pójdzie do Azkabanu? Niee!! Ona i Azkaban?! To są chyba jakieś żarty!! Hermiona poczuła nieokreśloną siłę, podjęła już decyzje, pójdzie do Ministerstwa i wszystko im opowie. A zaraz potem skontaktuje się z przyjaciółmi, nie chciała być sama, chciała mieć przy sobie kogoś bliskiego. Czas przestać się żalić i wziąć sprawy we własne ręce! Tak! Jesteś gryfonką, Hermiona! Nie zapominaj o tym! Gryfoni są odważni i nie tchórzą! 
- Dziękuję. - Popatrzyła na Meggie i jak mała dziewczynka wtuliła głowę w jej włosy, wdychając perfumy, o jakże wakacyjnym klimacie. Odsunęła się delikatnie, usiadła po turecku na łóżku i popatrzyła na nią z wyczekiwaniem. Kobieta uśmiechnęła się szeroko, kamień spadł jej z serca, wiedziała że Hermiona jest silną dziewczyną. Uszczypnęła ją w policzek i zaśmiała się radośnie, kiedy jednak zobaczyła minę Hermiony lekko się zmieszała. - Czemu nigdy nie mówiłaś, że masz syna? Ile ma lat? Czy już przyjechał? A czy.. - Meggie uśmiechnęła się blado, teraz już Hermiona jej nie odpuści, więc tak jak poprzednio Miona, teraz ona zaczęła opowiadać. Opowiedziała jak to miała 44 lata i każdej nocy płakała, bo nie mogła zajść w ciążę. Rozpaczała wtedy strasznie nad swoim losem i Burnett bał się o jej stan psychiczny, więc postanowił, że zaadoptują małe dziecko. Więc jak mówili tak też zrobili, do domu wrócili już z 2 letnim Ian'em. Przez pierwszy miesiąc załatwiali wszystkie papiery, aż wreszcie stało się i Ian został ich synem na papierze. Wiedziało o nim parę zaufanych osób. Po roku okazało się, że Ian nie jest takim zwyczajnym czarodziejem, ponieważ miał w sobie krew elfów. Było to bardzo niespotykane, jego geny zaś wzmocniły jego czary i dostał w bonusie moc. Był chodzącą tarczą, zaklęcia odbijały się od niego za każdym razem kiedy ktoś się z nim pojedynkował. Dlatego też dla ukrycia jego mocy postanowili, że będzie uczyć się w domu. A kiedy doszedł do 20 lat postanowił, że się wyprowadzi do Irlandii i że niedawno założył własną firmę ze sprzętem do Quidditcha. 
Kiedy Meggie skończyła opowiadać odetchnęła głęboko i dodała. - Tak przyjechał wcześnie, właśnie jest u siebie, a czemu pytasz? - Zapytała. Hermiona lekko się zmieszała, ale odpowiedziała wymijająco. - Nie ważne, to ja już pójdę Narcyza na mnie czeka. I obiecuję pójdę z tym do Ministerstwa, tylko daj mi jeszcze czas. Miłej podróży tak w ogóle. O której jedziecie? - Zapytała uśmiechając się. - O 15 mamy samolot, jeszcze.. Hmm.. - Spojrzała na zegarek. - Mamy 7 godzin jeszcze. Idź spać, kochana. Widzę, że jesteś strasznie zmęczona, porozmawiam później z Ian'em o ciebie. - Odpowiedziała i wypchnęła ją delikatnie za drzwi, żeby nie zadawała więcej pytać. Posłała jej zmęczony, aczkolwiek radosny uśmiech i zamknęła drzwi. Szybkim krokiem ruszyła w stronę swojej sypialni, nucąc pod nosem ulubioną piosenkę Ginny. To co zobaczyła do pokoju po wejściu, zwaliło ją z nóg. Na jej łóżku jak gdyby nigdy nic leżał pół nagi brunet z książką na torsie. Hermiona oniemiała stała w wejściu i patrzyła się na idealnie zbudowany tors chłopaka. W duchu dziękowała, że nie była tak ja inne dziewczyny i nie rzucała się na przypadkowych chłopaków, bo byli przystojni. Uśmiechnęła się pod nosem i podeszła bliżej.. Teraz dokładnie mogła zobaczyć stanowczy, jednak nadal łagodny wyraz twarzy, mocną zarysowaną szczękę oraz co sprawiło Hermionę o jeszcze większy zachwyt, idealnie wrzeźbiony brzuch. Wtedy chłopak drgnął nieznacznie i otworzył oczy, zauważając w tym samym momencie nachylającą się nad nim i wpatrującą z podziwem Hermionę. Uśmiechnął się jednoznacznie i wtedy do Hermiony dotarło, że wciąż się w niego wpatruje. Odwróciła się do niego plecami, aby ukryć rumieńce na policzkach. Czując jego wzrok na sobie, odwróciła się jak gdyby nic takiego się nie stało i się uśmiechnęła. 
- Ian? Tak? - Bruten kiwnął głową potwierdzająco, nadal się uśmiechając. - Nie masz swojego pokoju? - Hermiona w tej chwili miała chęć tak porządnie się uderzyć. Jak zwykle musiała coś palnąć. Ian wstał powoli. Teraz stali na przeciwko, ten rozbawiona, ta zawstydzona. Zupełnie jak w jakiejś komedi romantycznej. Zaraz on do niej podejdze i powie jej coś słodkiego do ucha, a ona jeszcze bardziej się zaczerwieni. Jednak w końcu jak to w romansach on z pewn..Hermiona o czym ty myślisz!? Z wiekiem jest co raz gorzej! Zaśmiała się w duchu i popatrzyła na niego wyzywająco. 
- Jestem w nim. Tylko dowiedziałem się że jakaś urocza dama zdążyła go zająć w trakcie kiedy ja ciężko pracowałem na swoje utrzymanie. - Mówiąc to, teatralnie chwycił się za serce i przyłożył rękę do głowy. - Niewiasto czy udzielisz mi swego łoża na tę noc? - Po chwili dodał. Już normalnym tonem. Jednak nadal jednoznacznie podnosząc brwi. - Ale nie mam nic przeciwko żebyś w nim została. 
Hermiona z szokiem na twarzy wpatrywała się w jakże typowego osobnika płci męskiej. - Ach, paniczu. Zapraszam w me skromne progi. - Na potwierdzenie swych słów zachęcająco zakręciła biodrami. W tym samym momencie parsknęli śmiechem. Po 3 minutach śmiania się z siebie nawzajem, usiedli na łóżku. Kiedy oboje w pełni się opanowali, zaczęli rozmawiać. Nie minęło może 10 minut, a drzwi od łazienki uchyliły się lekko. Wyszła zza nich Narcyza ubrana w piżamę i biały szlafrok. Uśmiechnęła się do Hermiony, jej oczy chwilę później spotkały się z innymi, zobaczyła w nich iskierki radości. Kiedy ich oczy się spotkały jego oczy nagle pociemniały, znikły gdzieś iskierki radści, teraz widziała czysty gniew dla jej osoby. Zdezorientowana popatrzyła na jego twarz. Teraz już wiedziała. Syn Meggie, elficki dar, nienawiść Dracona. Wyblakłe już wspomnienia zaczęły powracać. Hermiona wstała szybko i oznajmiła.
Narcyza to Ian. Ian to.. - Nagle Ian wtrącił jej się w zdanie. - My się znamy. - Powiedział zaciskając przy tym szczękę ze złości. Wiedział, że nie może zostać w tym pokoju więc szybko rzucił jakąś wymówkę w stronę Hermiony i już go nie było. Hermiona zdezorientowana spojrzała na Narcyzę i kiwnęła ramionami na znak, że nic nie rozumie. Narcyza tylko machnęła lekceważąco ręką i wskazała na rany. Miona kazała jej usiądź gdzie jeszcze przed chwilą siedziała z Ian'em i zaczęła wyciągać wszelakie maści. Kiedy skończyła je nakładać, kazała jej iść spać, a sama ruszyła w stronę łazienki zabierając po drodze potrzebne rzeczy. Po godzinnej kąpieli wreszcie położyła się do łóżka i zasnęła niczym małe dziecko.

Draco zaczął jeździć po brzuchu bruneta, a on w zupełności mu się oddał. Blondyn chcąc przerwać pocałunek jak najszybciej, wykorzystał sytuację i przygwoździł go całym ciałem do ściany. Nie wiedząc co robić bezmyślnie uderzył czołem w jego głowę. Brunet po dość mocnym ciosie krzyknął z bólu, zaś Draco - choć ból w głowie opanował mu już całą czaszkę - pośpiesznie wykręcił ręce chłopakowi, pozwalając upaść mu na marmurową podłogę. Chcąc nie chcąc skoczył obunóż na jedną z nóg bruneta, ten zaś krzyknął zrozpaczony i najwyraźniej zemdlał z bólu, które po kawałku opanowywało każdy fragment jego ciała. Kiedy leżał tak bez znaku życia, Draco dopadł drzwi i jednym kopniakiem rozwalił zamek i pośpiesznie je popchnął. Wybiegł na ulicę i niczym pantera przebiegł parę przecznic. Czując coraz większy ból w czaszce postanowił chwilę odpocząć i wtedy ich oczy się spotkały. Zobaczył ją, zobaczył oczy matki. Stała przed nim uśmiechała się. Chciał do niej podejść, jednak w jednej chwili opanowała go ciemność. Usłyszał tylko przerażony głos. - Dobrze się czujesz? - Później już tylko pojedyncze słowa. - Karetka.. Dzwońcie.. Pomocy!. 

Kiedy otworzył oczy oślepiły go promienie słoneczne, wpadające zza białej zasłony. Zanim się przyzwyczaił do światła dziennego, obok niego zdążyła zebrać się dość duża grupka gapiów. Snape, Lucjusz, Blaise, Nott, jakiś chłopak, którego nie znał oraz Ginny.? Tak dokładnie nie przywidziało mu się. Stała tam i wpatrywała się w niego ze złością. Kiedy tylko zobaczyła, że się obudził krzyknęła na całą salę. - Czyś ty zwariował?! Co ci strzeliło do głowy?! Wszystko przez ciebie! - Dopiero teraz zobaczył, że Weasley jest ubrana w biały strój lekarza. Lekarza?! Wiewióra i praca jako uzdrowiciel? W ogóle gdzie on jest, przecież na sali jest sam. - Gdyby nie twój zasrany wstrząs mózgu, wysłali by mnie do Australii, ale fretka uderzyła się w głowę i musiała mieć do tego najlepszego specjalistę. - Ginny powoli nie wytrzymywała. Nerwowo zaczęła chodzić po sali i coś do siebie mruczeć. Czerwone rumieńce na twarzy z pewnością były oznaką złości. Chcąc zająć czymś ręce zaczęła rozlewać eliksir uśmierzający ból do małych fiolek. Nim skończyła zdążył dowiedzieć się od ojca co się wydarzyło. W skrócie, zemdlał na środku ulicy, jakiś mężczyzna go zobaczył i zaczął nawoływać o pomoc, wtedy Olivier (jeden z dawnych śmierciożerców) go rozpoznał i wytłumaczył mugolowi, że go zna. Następnie wziął do Munga i poinformował o jego stanie Lucjusza, ten zaś zapłacił za profesjonalnego lekarza i postarał się o pozwolenie, o przeniesienie go do Malfoy Manor. Z tego co mu wiadomo spał przez 3 dni i nie okazywał znaku życia. I oczywiście wieści o jego "wypadku" szybko się rozniosły. Jednak tylko on wiedział co się stało i miał zamiar poinformować o tym także Blaisa, jak tylko zostaną sami. 


Przepraszam za błędy, ale pisałam ten rozdział na telefonie i jakoś trudno było mi się skupić. ;) Niestety rozdział jest krótki, ponieważ brak weny. Noo.. Ale w końcu napisałam :D. Too tyle i zostawcie po sobie jakieś ślady jeśli to czytacie xD. 
Pozdrawiam wszystkich i podawajcie swoje blogi.. ;) ●□■○ Z chęcią poczytam..♡☆:D
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz